Blog psychologiczny

Największy kit, który wciskamy dzieciom

I nie jest to wiara w Świętego Mikołaja, pana w czerwonej czapce, który na biegunie północnym produkuje prezenty. Ta bajka jest raczej nieszkodliwa, a dla wielu tworzy otoczkę świąt.

Największe kłamstwo, które wciskamy dzieciom opiera się na przedrostku – samo. W życiu trzeba być samo-dzielnym. Trzeba umieć się samo-kontrolować. Praktykować samo-współczucie do siebie. I samo-regulować emocje. Wszystko to wpisuje się to w modę na samo-tność.

( i w tym miejscu zagości mała dygresja. Wiecie, że badania pokazują, że najbardziej samotną grupą w społeczeństwie są nastolatkowie?*)

Co ciekawe, ten trend w stronę ‘samo’ wcale nie ma poparcia w nauce. Zresztą, trudno nawet zaprojektować takie badania, w których uczestnicy byliby w totalnej społecznej próżni. I to przez dłuższy czas. Dodatkowo z ludźmi jest ten problem, że nawet gdy są sami i wszystko robią sami, to mentalnie sami nie są. W każdym z nas znajduje się wewnętrzny świat, a ten w dużej mierze jest stworzony i wyrzeźbiony poprzez relację z bliskimi dla nas ludźmi.

Budowania dobrostanu człowieka na fundamencie ‘ samo’ wydaje się stawianiem domu na piasku. Cytując profesora Daniela Siegela, psychiatrę i neurobiologa: Samoregulacja nie istnieje. To zawsze dzieje się w przestrzeni z drugim człowiekiem. I nie są to słowa wyssane z palca. To podsumowanie potężnej wiedzy naukowej, która za tym wszystkim stoi.

Z jednej strony nie ma w tym nic odkrywczego. Wiedzą to wszyscy, którzy zajmują się badaniami i pracą w obszarze przywiązania ( jako przywiązanie możemy określić taką najbardziej pierwotną więź, jaka tworzy się pomiędzy opiekunem a dzieckiem). Już w latach 50-tych XX wieku  Donald Woods Winnicott zwykł mawiać, że nie ma czegoś takiego jak niemowlę. Zawsze jest dziecko i ktoś. Mama, tata, babcia, dziadek, opiekunka, pani w przedszkolu. Zawsze jest relacja. Bez relacji nie ma dziecka.

To, jak brak relacji wpływa na rozwój dziecka dobitnie uświadamiają znane na całym świecie długoterminowe badania przeprowadzone w ramach  Bucharest Early Intervention Project (BEIP). Począwszy od 2000 roku zespół naukowców z Rumunii i USA przez piętnaście lat badał losy rumuńskich dzieci wychowywanych w sierocińcach i placówkach edukacyjnych pod dyktaturą Ceausescu. Wnioski z tych badań są przerażająco smutne- brak stałych relacji ze wspierającym dorosłym powoduje, że rozwój dziecka zostaje całościowo zaburzony. Pod każdym względem. Fizycznym ( dziecko nie rośnie i nie przybiera na wadze), emocjonalnym, intelektualnym, społecznym. I często są to zmiany nieodwracalne, nierzadko kończące się przedwczesną śmiercią ( obserwacje naukowców sugerują, że przedwczesna śmierć dotyczy około 1/3 dzieci, które nie doświadczają stałej relacji z opiekunem).

Badania przeprowadzone przez BEIP uświadamiają, że fundamentem prawidłowego rozwoju dziecka jest więź- czyli bycie z dzieckiem w relacji. Badania naukowców pokazują, że dzieciom emocjonalny kontakt z drugą osobą  jest potrzebny do przeżycia na równi z pożywieniem. A może nawet jest ważniejszy od jedzenia. Tak, jak to mogliśmy zaobserwować w przypadku małych małpek w eksperymencie, który przeprowadził Harlow. Małe rezusy częściej wolały wybrać przytulenie do miękkiej i futrzarskiej sztucznej mamy, która nie dawała mleka, niż decydowały się na drucianą mamę, która miała jedzenie. Dla małych ssaków bycie w relacji jest ważniejsze niż pełen brzuch.

Ok, większość z nas jest wstanie zaakceptować fakt, że niemowlęta potrzebują relacji do przetrwania. Ale gdy tylko dziecko stanie na własnych nogach i zaczyna mówić przyjmujemy to za oznakę, że jest gotowe na bycie ‘samo’- samodzielne, samo-kontrolujące się, samo-regulujące emocje. I usilnie wciskamy  kit, że jeśli tego nie potrafi, to coś jest z nim nie tak ( zresztą sobie też ten kit wciskamy).

Czas sprowadzić fakty na ziemię i odnieść się do rzetelnej wiedzy. I sprostować mity, w które wierzymy. Umiejętności samo-regulacji, zwłaszcza w przypadku dzieci, nie istnieją. To, co chcemy nazywać samo-regulacją emocji u dzieci jest tak naprawdę umiejętnością regulowania emocji w i poprzez  relację z drugim człowiekiem. Jedno jest nieodłącznym elementem drugiego. Dlaczego tak się dzieje pokazuje neurobiologia interpersonalna.

Kiedy dziecko przychodzi na świat jego układ nerwowy jest jeszcze bardzo niedojrzały i przez kolejne kilkanaście-kilkadziesiąt lat ( dzisiaj naukowcy wskazują, że proces tych zmian kończy się gdzieś w okolicach ukończenia 25-28 lat) intensywnie będzie się kształtował i zmieniał. Z chwilą narodzin pewne regiony mózgu są już dość dobrze rozwinięte, ale niektóre, zwłaszcza takie jak kora czołowa i płaty przedczołowe dopiero zaczynają się kształtować. Powoli, cegiełka do cegiełki, doświadczenie do doświadczenia będą cementowały powstanie nowych i kolejnych szlaków nerwowych, które zbudują ten obszar mózgu. Obszar kluczowy, bo to on pełni rolę zarządcy w naszym systemie. Można powiedzieć, że płaty przedczołowe podobne są do działania kontrolera lotów na największym i najbardziej skomplikowanym lotnisku świata, jakie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Przepływ milionów informacji i setki decyzji. Zanim ten dziecięcy mózgowy zarządca w pełni wykwalifikuje się do pełnienia swojej bardzo trudnej pracy, potrzeba mu wiele lat żmudnego treningu. Do tego czasu rolą opiekunów jest towarzyszenie  dziecku w zarządzaniu jego systemem. Tylko my możemy pomóc mu opanować te wszystkie skomplikowane procesy, operacje, podsystemy, które przechodzą przez wieżę kontroli lotów.

To jednak nie koniec.  Tak, jak dzieciom wieź jest niezbędna, aby przetrwać, rozwijać się i sprawnie zarządzać swoim wewnętrznym systemem, tak i dorosłe osobniki potrzebują relacji, aby regulować swoje emocje. Profesor Stephen Porges odkrył, że system nerwowy u ssaków jest nastawiony na budowanie kontaktów społecznych i to bycie w relacjach w największej mierze zapewnia nam przeżycie. Relacja pozwala nam optymalnie zarządzać naszą energią, zamiast poświęcać ją na ciągłą walkę o przetrwanie.  W momencie zagrożenia ciało płaza czy gada może zareagować jedynie na dwa sposoby- rozpocząć walkę lub podjąć ucieczkę ( obie aktywności związane z pobudzeniem i aktywnością układu sympatycznego), albo gdy istnieją małe szanse na ocalenie- ‘udawać’, że jest nieżywe ( czyli wejść w stan zamrożenia). Jak się można domyśleć, każdy z tych stanów wymaga ogromnej mobilizacji całego systemu, a koszty tego są ogromne. U ssaków pojawił się więc jeszcze jeden system, który nazywany jest system zaangażowania społecznego.

W dużym skrócie można powiedzieć, że system zaangażowania społecznego powstał po to, aby poprzez relacje z innymi móc regulować swoje wewnętrzne stany pobudzenia. System ten z jednej strony posiada swoje ośrodki i sieci w korze i pniu mózgu, jak i za pomocą nerwów czaszkowych kontroluje pracę mięśni twarzy, krtani czy ucha środkowego. Dużą częścią tego systemu opiera się na działaniu nerwu błędnego, który jest najdłuższym nerwem w naszym organizmie.

Dzięki temu systemowi nie musimy działać jak gady czy płazy i trwonić naszą cenną energię na reakcje walki-ucieczki-zamrożenia. W sytuacjach zagrożenia ( czy po prostu trudnych dla nas) możemy zwrócić się do innych ludzi i przy ich wsparciu wyciszać swój system i powracać do stanu spokoju i optymalnego funkcjonowania. Ta ‘magia’ dzieje się m.in poprzez kontakt wzrokowy, mimikę twarzy, głos, dotyk. Dopiero, gdy biologiczny system zaangażowania społecznego nie spełni swojej funkcji, nasz organizm zdecyduje się sięgnąć do starszych ewolucyjnie mechanizmów przetrwania- czyli zrobi to, co już dawno na naszym miejscu zrobiłaby jaszczurka- włączy pełen alarm w systemie. System zaangażowania społecznego ma również tę korzyść, że pomaga nam  szybciej i efektywniej wyciszyć reakcję walki-ucieczki jeśli zostanie ona w nas uruchomiona.

Doceńmy to, w co wyposażyła nas ewolucja- postawmy na relacje, nie na samo-tność.

 

 

źródła:

Hawkley, L.C., & Cacioppo, J.T. (2010). Loneliness matters: A theoretical and empirical review of consequences and mechanisms. Annals of Behavioral Medicine, 40, 218-227.

Heinrich, E. Gullone, The clinical significance of loneliness: A literature review. Clinical Psychology Review, 26 (6) (2006)

https://jamanetwork.com/journals/jamapediatrics/fullarticle/2091622

Harlow, H.F. (1958). The nature of love. American Psychologist, 13, s. 673-685.

Stephen W. Porges, The Polyvagal Theory: Neurophysiological Foundations of Emotions, Attachment, Communication, and self-regulation, W. W. Norton & Company; 1 edition (April 25, 2011)

Siegel Daniel J.,Pocket Guide to Interpersonal Neurobiology, W W NORTON & CO, 2012

 

Write a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

pozwól mi płakać ze smutku i krzyczeć ze zranienia

Dziecięce emocje mają w sobie pewnego rodzaju czystość. Jak mały człowiek się smuci- to się smuci. Jak się złości- …

Emocje: ciekawostki, które pomogą ci je lepiej zrozumieć

Emocje to fascynująca sprawa! Dlatego dzisiaj chciałabym podzielić się z wami kilkoma ciekawostkami dotyczącymi świata …

Dziecięce emocje: pięć pułapek, w które najczęściej wpadamy

W tym artykule chciałabym podzielić się z wami najczęstszymi pułapkami, w które możemy wpaść, kiedy przychodzi mierzyć …